Osobisty Dzień Świstaka

 Spieszę poinformować, że najnowszy rozdział opowiadania jest już dostępny TUTAJ. Jak już mówiłam, psychologia to mój konik, więc emocjom bohaterów poświęcam dużo uwagi, mam nadzieję, że was tym nie zanudzam. Może do kolejnych rozdziałów uda mi się przemycić więcej akcji.

Tymczasem 2 lutego w USA obchodzono Dzień Świstaka. Komedię z Billem Murrayem bardzo lubię. Tego roku świstak (a właściwie świszcz) nie zobaczył swojego cienia, co zwiastuje rychłą wiosnę. Good for them. U nas za to ciągle leje. Deszczu mam już powyżej uszu. Czuję się, jakbym sama tkwiła zapętlona w takim Dniu Świstaka. Rutyna dnia codziennego mnie przygniata. Żeby poprawić sobie nastrój, zafundowałam sobie dwa czytadła. O pierwszym marzyłam od bardzo dawna - to komiks "Kruk" Jamesa O'Barra. Jakiś czas temu ukazało się uzupełnione przez autora drugie wydanie. Jestem fanką filmu z Brandonem Lee, dlatego musiałam mieć i oryginał w postaci komiksu (który pod pewnymi względami różni się od filmu). Bardzo podobał mi się także serial "The Crow: Stairway to Heaven", w którym zagrał Marc Dacascos. Posiadam też książkę "Kruk. Serce Łazarza" autorstwa Poppy Z. Brite. Może to zabrzmi dziwnie, ale lubię depresyjny i mroczny klimat różnych wariantów opowieści o przywróconym do życia mścicielu. Być może dlatego, że swego czasu tkwiłam dość mocno w klimatach gotyckich, chociaż stuprocentową gotką nie byłam, modowo pozostawałam gdzieś pomiędzy classic goth, cyber goth, a visual kei.



Wieczorami zwykle oglądam seriale albo czytam webtoony. Niedawno przypomniało mi się anime "Sentō Yōsei Yukikaze" i postanowiłam skonfrontować fabułę z oryginałem, czyli powieścią pana Kambayashi. W anime spodobał mi się główny bohater, porucznik Rei Fukai, który w pewnym sensie przypominał mi mojego Tristana. Małomówny, wycofany, posiadający niecodzienną więź ze swoją maszyną. Powróciła też moja wieczna tęsknota za lataniem. Chociaż żywiołem mojego znaku zodiaku jest ziemia, to ciągnie mnie w powietrze. Po prostu kocham latać. Gdy byłam dzieckiem, marzyłam o zostaniu pilotem myśliwca. Naiwne i głupie marzenie, biorąc pod uwagę mój kiepski stan zdrowia. Chciałabym kiedyś chociaż tylko wsiąść do myśliwca. Bycie w powietrzu mnie relaksuje. Lecąc szybowcem, miałam wrażenie, że czas na chwilę stanął w miejscu. Byłam tylko ja, niebo i chmury wokół. I szum wiatru w skrzydłach. Nie przeszkadzała mi nawet uprząż spadochronu, który musiałam włożyć. Lot samolotem pasażerskim to już nie to. Nie ma tej prywatności, ciasnego kokpitu i okienka są takie małe. W moim ukochanym Tristanie przemycam moją własną tęsknotę za lataniem.

A na koniec jedna z moich ulubionych piosenek, która została użyta na ścieżce dźwiękowej filmu "The Crow" - "Burn" w wykonaniu The Cure.