Chociaż nie jestem miłośniczką twórczości Grechuty (wolę już Turnaua), to tytuł tego utworu pasuje mi do zdjęć z niedawnego spaceru. Tym razem wędrowałam po Czerniakowie, gdzie obok wyrastających jak grzyby po deszczu nowoczesnych osiedli wciąż jeszcze można napotkać ugory i chaszcze w pobliżu niewielkiego rezerwatu przyrody. Z deszczowo-nijakiej pogody nagle wkroczyliśmy w lato - na moim termometrze było 30 stopni. Mirabelki wybuchły bielą, którą przetykała gdzieniegdzie żółć wciąż dzielnie trzymających się forsycji. W trawie błyskały blade odcienie fioletu w postaci fiołków i barwinków. Trochę dziwnie było zostawić kurtkę i wyjść w koszulce z krótkim rękawem. Zbytnio już przyzwyczaiłam się do zimna. A jednak po długiej i szarej zimie zapach kwitnących drzew okazał się bardzo orzeźwiający.
Ostatnie zdjęcie, zupełnie z innej beczki, dedykuję Miru. :)
Dziękuję Ci gorąco za to zdjęcie z innej beczki, które gwałtownie podniosło mi ciśnienie i przyspieszyło bicie serca ♥️ Nawet nie pytam, skąd ją masz 🙈
OdpowiedzUsuńAle zobaczyć na zdjęciu to też szczęście!😍
Kwitnące drzewa przepiękne oczywiście! Ale co poradzę, że akurat to ostatnie zdjęcie mnie najbardziej poruszyło!
Ściskam mocno!
Żałuję, że to nie kostka Die'a, Karyu albo pałka Kei'a z Sadie. Niestety kupiłam ją kiedyś, nie pamiętam gdzie. Na koncertach nigdy nic nie łapię. Tym razem też kostka Toshiyi dosłownie odbiła mi się od ręki i zgarnął ją kto inny. Buziaki!
Usuń