Dwie dynie




Z pisaniem postów wciąż jestem do tyłu. W pracy mam teraz gorący okres i wielkimi krokami zbliża się znienawidzona inwentaryzacja. W domu zaś przygotowania do świąt, choć takiego prawdziwego świętowania i rodzinnych spotkań nie będzie. Na poprawę humoru choinkę ubrałam wcześniej niż zwykle. Skromnie, bo tylko w 3 rodzaje bombek, bez łańcucha i lamety. Za to pod choinkę sama sobie zrobiłam prezent i nawet już go rozpakowałam. Od pewnego czasu narastała we mnie chęć posiadania "dyni", czyli wielkogłowej lalki. Pullipy są zbyt wesołe jak na mój gust, Dal za małe, a u Byul jakoś niezbyt podobają mi się te usteczka jak u wyciągniętej z wody rybki. Została mi zatem tylko Blythe. Same w sobie może nie grzeszą zbytnio urodą, ale po procesie customizacji nabierają nieodpartego uroku. Kupiłam więc klona z mocnym postanowieniem oddania jej w ręce artysty, który wydobędzie z lalki ukryte piękno. Na razie jeszcze zapoznaję się z nową lokatorką. Nazwałam ją Malvina Vivian Montgomery. Nazwisko oczywiście otrzymała po autorce "Ani z Zielonego Wzgórza". Pierwsze zaś imię to małe nawiązanie do jednej z postaci serii komiksów Szarloty Pawel o Kubusiu Piekielnym. W mojej historii Malvina to arystokratka, córka angielskiego lorda i lady, trochę krnąbrna i próżna, ale całkiem miła po bliższym poznaniu. Jak to bywa u nieoryginalnych lalek, posiada ciałko typu Pure Neemo i wyraźne szpary między faceplatem i oczami. Mechanizm zmiany oczu działa jednak bez zarzutu i stawy zginają się jak trzeba. Są nawet dziury w uszach, żeby można było założyć kolczyki. Biust mógłby być troszkę mniejszy, ale nie jest najgorzej. Włosy niestety lepiły się od jakiegoś specyfiku do przygładzania. Mimo iż rozkręciłam lalce głowę i umyłam skalp szamponem, sztywności fryzury całkiem się nie pozbyłam. Trochę się nie spodziewałam, że głowa będzie taka ciężka. Malvina została teraz właścicielką największego łba wśród moich lalek. Zamówiona sukienka jeszcze nie przyszła, więc z braku laku odziałam dziewczę w ciuszki od Barbie. Sweterek zaś i misiowa czapka zostały znalezione na OLX. Nie mogłam się też powstrzymać przed ozdobieniem sznureczka do zmiany oczu. Wykorzystałam koraliki od stroju Barbie Bead Fun oraz metalową zawieszkę.



Widać, że byłam grzeczna w tym roku, więc postanowił mnie odwiedzić Mikołaj. W tego Mikołaja wcieliła się Marzenka z bloga Dłubaniny Lalkowe i przysłała mi wspaniały podarunek w postaci lalkowego świątecznego ubranka oraz czapki. Moje Barbie urządziły losowanie, by wyłonić tą, która strój założy i zaprezentuje go na blogu. Wygrała Marisa i trzeba przyznać, że czerwień bardzo pasuje do jej karnacji. Dziękuję ci, Marzenko! To przemiła niespodzianka.



Miało jednak być o dwóch dyniach. Ta druga dynia jest jak najbardziej prawdziwa. Sezon na dynie się kończy, więc nabrałam ochoty na jakąś pyszną dyniową potrawę. Mój mężczyzna przyrządził zatem makaron z dynią. Przepis można znaleźć TU. To zdecydowanie moja ulubiona potrawa z dynią w roli głównej.