Zakręcona

Lalki z pewnością jeszcze nie powiedziały ostatniego słowa, a tymczasem postanowiłam wrócić na chwilę do szkła. W mojej małej kolekcji wciąż brakuje choć jednego projektu profesora Horbowego. Chciałam to zmienić, ale szkła, które mi się podobają są bardzo drogie. Czasem zdarza się, że jakiś wazon czy szklanka są podpisane nazwiskiem Horbowego, a okazuje się, że to projekt jego uczennicy, Lucyny Pijaczewskiej. Nie znaczy to, że szkła Pijaczewskiej są gorsze. Po prostu Horbowy to w pewnym sensie człowiek-legenda, guru dla kolekcjonerów szkła. Przeszukując internet, zamiast na Horbowego we względnie przystępnej cenie trafiłam na znany projekt J.S. Drosta. Do szkieł małżeństwa Drostów mam słabość. Czy znaczy to, że cenię wyżej szkło użytkowe od artystycznego? Nie dzielę w ten sposób moich zdobyczy. Cenię dobre projekty. Kieruję się bardziej gustem, choć znane nazwiska też mają pewien wpływ na moje wybory. Nawet sam profesor Horbowy doceniał prace państwa Drostów. Tym razem przybył do mnie trzeci już "Rotor" i drugi z kolei w postaci talerza. Różnica polega na tym, że ten talerz jest większy, półmatowy i ma czerwoną obwódkę na rancie. W jednym miejscu od spodu posiada małą wadę fabryczną, ale niespecjalnie mi to przeszkadza. Zastanawiałam się kiedyś nad wersją hialitową talerza z serii "Rotor", ale zrezygnowałam, bo przy czarnej powierzchni hipnotyzujący wir widać by było tylko od spodu, co nie wyglądałoby już tak efektownie. Talerz z czerwoną obwódką jest ładniejszy, a półprzejrzyste szkło wygląda jak tafla lodu.