Kawałek Afryki

Jest mi ostatnio bardzo ciężko na duszy w związku z nieuleczalną chorobą mojego taty. Smutek i stres próbuję częściowo zagłuszyć poświęcając się swoim hobby. Po lalkach i szkle przyszła pora na sztukę plemienną. Skoro nie mam szans na podróż do Afryki, postanowiłam Afrykę zaprosić do domu. O maskach, które wiszą u mnie na ścianach mogliście przeczytać TU. Wspomniałam wtedy, że poszukuję ładnego okazu maski Mwana Pwo plemienia Chokwe z terenów Angoli i Kongo. Tak się jednak złożyło, że trafiłam na niezwykłej urody maskę plemienia Mangbetu z Kongo. Maski Mangbetu są rzadziej spotykane, więc stwierdziłam, że nie ma się co zastanawiać, Chokwe może poczekać. W ten sposób maska Mangbetu zawisła na północnej ścianie obok masek Dan. Lud Mangbetu charakteryzują wydłużone głowy. Taka deformacja czaszki osiągana jest poprzez owijanie głowy bandażami lub rafią jeszcze w wieku niemowlęcym. Niesamowitego efektu dopełnia fryzura, która rozszerza się lejkowato na końcu. Czy to tym wydłużonym czaszkom zawdzięczamy nasze wyobrażenie o obcych z innych galaktyk? A może było odwrotnie - może obcy kiedyś odwiedzili Ziemię, a Mangbetu postanowili się do nich upodobnić? Któż to wie. Faktem jest, że wydłużone głowy znalazły też swoje odzwierciedlenie w sztuce Mangbetu. Najpopularniejsze są fetysze, figurki i antropomorficzne naczynia. Masek na rynku jest mniej. Mój nowy nabytek wykonany jest z drewna, a detale zostały podkreślone ciemniejszym pigmentem. W uszach maski tkwią pokryte rdzą metalowe kolczyki. Drewno jest lekkie, stare, z kilkoma drobnymi spękaniami. Zdjęcia nie oddają w pełni urody tej maski. Marzy mi się stworzenie czegoś w rodzaju małego domowego muzeum i choć eksponaty nie są tanie, to może kiedyś mi się uda.