Nie jestem idealna

Bycie perfekcjonistą to zaleta z jednej strony, ale i utrapienie z drugiej. Od dziecka we wszystkim co robię bardzo się staram i dbam o dokładność. Pamiętam, że w podstawówce prace plastyczne wykonywałam dłużej niż inne dzieci, bo przykładałam większą wagę do jakości ich wykonania. Staranność wpajali mi rodzice i dziadkowie, motywując do przynoszenia świadectwa z czerwonym paskiem, ale nieświadomie też wywierali na mnie presję. Ciągle porównywałam się z koleżankami i we własnych oczach nie byłam tak ładna, tak zdolna ani tak zaradna jak one. Czasem im więcej się starałam, tym gorzej mi szło. Czułam, że rodzice nie są ze mnie zadowoleni. Do dziś po kilka razy sprawdzam czy aby na pewno wszystko zrobiłam poprawnie. Najmniejszy błąd urasta do rangi katastrofy i często spędza mi sen z powiek. Przejmuję się krytycznymi uwagami innych i mam problem z proszeniem o pomoc. Ciężko mi też przymknąć oko na potknięcia innych osób, drażnią mnie błędy ortograficzne, leksykalne i fleksyjne. Życie perfekcjonisty jest trudne i męczące.
Walczę sama ze sobą i mówię sobie, że mam prawo do potknięć, w końcu errare humanum est, ale pewnych rzeczy nie jestem w stanie wyrzucić z podświadomości. Nie jestem idealna i nigdy nie będę, bo nie ma takich osób. Staram się wyluzować, mieć większy dystans do siebie i do świata, lecz nie przychodzi mi to łatwo. Mimo to nie przestanę próbować, bo życie jest zbyt krótkie, by przejmować się drobiazgami. Akceptacja własnych słabości to droga do osiągnięcia harmonii i wewnętrznego spokoju.